Smukły kadłub wrzynał się w lekko
pofalowaną wodę . Wokół panował półmrok. Brzask powoli wyszarzał niebo na
wschodzie. Poranny chłód pełzał po oszronionym pokładzie. Żeglarz siedzący w
kokpicie jachtu drzemał otuliwszy się w ciepły, wełniany sweter. Z naciągniętą głęboko na głowę czapką w
skulonej pozycji starał się zatrzymać przy sobie tyle ciepła ile tylko było
możliwe. W półjawie snu pojawiały się obrazy z niemal dwuletniego, samotnego
rejsu dookoła świata. Łódź targana sztormami Hornu, stado wielorybów
wynurzające się majestatycznie tuż obok burty, Krzyż Południa odbijający się w
lustrze Pacyfiku z majaczącym w oddali wybrzeżem Nowej Zelandii. Obrazy
przepływały niespiesznie i dawały
radość, którą czuła całą sobą. Zimny
przedświt ciągnął się w nieskończoność. Żagiel załopotał nerwowo, wyrywając
kapitana z sennego zobojętnienia. Przez tak wiele miesięcy na wodzie nauczyła
się reagować na zmianę dźwięku, zwłaszcza, gdy taką zmianę poprzedzały godziny
monotonii. Ciężko stanęła w kokpicie przeciągając się. Zdjęła rękawicę i
szorstką dłonią przetarła zaspane oczy. Rzeczywistość powoli wlewała energię w
zmęczone ciało. Morze wokół nie wyglądało tak spokojnie jak wcześniej. Fala nie
była już drobna, a wokół widać było białe pasma piany.
Spojrzała na takielunek
– kolejna rutynowa poranna czynność, którą pewnie jeszcze długo na lądzie
bezzasadnie będzie odtwarzać jej głowa. Wszystko było w należytym porządku. Zeszła
do kabiny. Jak co dzień chciała nanieść pozycję jachtu i sprawdzić ile mil
zostało do wyczekiwanej kei w Gdańsku. Rozłożone na stole nawigacyjnym mapy
oświetlał niebieski poblask z monitorów. Schodząc pod pokład rzuciła okiem na
cyfrowy kalendarz. 28 listopada. Zatrzymała wzrok na barometrze. Ciśnienie
spadło do bardzo niskich wartości. Szybko powiązała fakty. Zmiana stanu morza,
niskie ciśnienie. Wyglądało na to, że do rodzinnego portu wpłynie gnana
sztormową bałtycką falą. Nie budziło to w niej entuzjazmu. Była zmęczona, a
walka z żywiołem tuż przed zakończeniem rejsu zupełnie nie zgadzała się z
wymarzonym wcześniej scenariuszem powrotu. Cóż – Bałtyk o tej porze roku bywał
kapryśny i gniewanie się na ten stan rzeczy byłoby zwyczajnie niemądre. Do
natury nauczyła się podchodzić z pokorą, jednak to co zobaczyła na ekranie
radaru pogodowego przestraszyło ją nie na żarty. Ogromny niżowy front
zbliżający się w jej kierunku z dużą prędkością z północnego wschodu wyglądał
bardzo poważnie. Krótką chwilę analizowała sytuację. Od Helu dzieliło ją
jeszcze czterdzieści mil . Gdyby nie ten sztorm późnym wieczorem mijała by
główki portu. „Gdyby”- pomyślała.
Zabrała się do
przygotowań. Zrefowała żagiel. Do
specjalnej skrzyni poszedł fok. Starannie sprawdziła wszystkie raksy. Pod pokładem
zaształowała luźno stojące przedmioty. Narzuciła sztormiak, zapięła
asekuracyjny pas i założyła kamizelkę. Jeszcze raz zerknęła na ekran radaru.
Sztorm zbliżał się z ogromną prędkością. Przez trzaski płynące z radiowego
głośnika składała strzępy ostrzegawczych komunikatów. „ U…..ga siln….. orkan.
Wszys…. jednos….. spłynąć do bliższeg...
portu. Powtarz….. więcej ni .... dwanaś…. w ska…. Bouf…” Radio zamilkło, a morze
pociemniało. Horyzont spowiła ogromna chmura, prześwietlana gęstymi
wyładowaniami. Raz po raz ołowiana czerń nieba rozrywała się jeszcze
niesłyszalnymi fioletowo-żółtymi salwami błyskawic. Wiatr, który jeszcze przed
chwilą wściekle szarpał żaglami ucichł. Łódź chwiała się na bałtyckich falach.
Sterniczka stając przy kole sterowym przypięła się do kosza na rufie. Żywioł przed dziobem był coraz bliżej.
Pierwsze uderzenie
wiatru poprzedzone chmurą wodnego areozolu prawie odebrało dech. Jacht dzielnie
trzymał kurs, choć ster powodowany wielkim naporem próbował wyrwać się z rąk.
Łódź wspinała się na wysokie fale, by po chwili gnać w czeluść z niebezpiecznie
dużą prędkością. Wbijała się z impetem w rozszalały odmęt, który z jękiem lin
wyrywał się w górę, wychlapując potężne chlusty wody. Kobieta z przerażeniem
obserwowała jak grzywacze morskie spadają tuż obok burty. Ponad jej głową
czarne niebo rozdarło się potwornym hukiem. Zarejestrowała tylko olśniewający
blask. Bezwładnie upadła na ziemię.
Narastający szum w
uszach. Otworzyła oczy. Łódź kołysała się spokojnie. Wstała rozmasowując
obolały kark. Odpięła szelki przechodząc na dek. Jacht wyglądał na
nieuszkodzony. No może poza porwanymi żaglami.
„Więc tak mnie witasz Bałtyku” – pomyślała
wchodząc do kabiny. Była wyziębiona. Musiała jak najszybciej przebrać się w
suche ubranie. Spojrzała na ekran
radaru. Coś było nie tak. Półwysep Helski składał się z wysepek. Oniemiała.
„ Czyżby jeden orkan przerwał
ciągłość lądu?”- szeptem zapytała samą siebie. System namierzania satelitarnego
nie działał, co nie ułatwiało żeglugi. Na widnokręgu ujrzała dwie grupy
statków. Mimo odległości widziała idące w zwartych szykach żaglowce. Skierowała
jacht w stronę formacji. Teraz wyraźnie widziała kontury statków. Doskonale
wykonane repliki siedemnastowiecznych okrętów wojennych wprawiły ją w
zdumienie. Przyłożyła do oczu lornetkę. Pierwszym co dostrzegła była bandera.
Nagie ramię męskie trzymające korsarski miecz.
Zeszła pod pokład uruchamiając laptopa. Zamierzała sprawdzić nieznaną flagę.
Komputer nie mógł powiązać się z żadną siecią. Spróbowała ponownie, jednak
łącząc się przez telefon satelitarny. Próba również skończyła się fiaskiem. Spojrzała
na czujnik sygnału w telefonie – nie było ani jednej kreski. Wyszła na pokład.
Była już na tyle blisko, iż mogła rozpoznać pojedyncze postaci. Nie wierzyła
własnym oczom. Załogi ubrane były w historyczne stroje, a na pokładzie panowała
wrzawa. Dym unosił się z małych kaganków. Na burcie widniała nazwa. Skupiła
wzrok –„Ritter Sankt Georg”.
Na dziobie dostrzegła
oficera. Ubrany był w czarny surdut z kryzowym kołnierzem oraz buty z
wywiniętymi cholewami. Na głowie kapelusz ozdobiony strusimi piórami. Przyglądał
się zbliżającym się jednostkom przez lunetę wydając rozkazy. Pierwsza,
dowodzona ze Świętego Jerzego flota zaczęła powoli manewr okrążania szyku
statków pod znakiem żółtego krzyża na niebieskim
tle.
„Przecież to flaga
Szwecji”- uświadomiła sobie na głos. Szwedzki galeon wykonał manewr i stanął
burta w burtę w galeonem Świętego Jerzego. Teraz widziała również nazwę
drugiego okrętu. Nazywał się Tigern.
Postanowiła zrzucić
żagle i czekać na rozwój wydarzeń. Nie dalej niż sto metrów od siebie, w
burtach żaglowców otworzono nieduże luki, z których wysunęły się gardziele
armat. Zanim zdążyła zdać sobie sprawę z tego co się właśnie działo, niemal
równocześnie burty okrętów ożyły wypluwając z siebie erupcje ognia i dymu.
Powietrze przesiąkło zapachem prochu strzelniczego. Tigernowskie okrętowe bloki
sypnęły się na głowy żeglarzy. Wydawało się, że Święty Jerzy nie odniósł
żadnego, poważniejszego uszczerbku. Oddał jeszcze jeden strzał powoli zbliżając
się do Tigerna. Tymczasem mniejsza jednostka zdążyła opłynąć szwedzką kogę od
tyłu i z tej niewygodnej strony oddawać salwę za salwą. Na osaczonym okręcie
załoga próbowała przegrupować działa lecz nim zdołała tego dokonać flagowa koga
Saint Georg zbliżyła się do nawietrznej
burty statku. Wczepiono haki. Żołnierze przeskakiwali na szwedzki okręt. Dało
się słyszeć szczęk oręża, ludzkie krzyki, pojedyncze wystrzały.
Listopadowe słońce
oświetliło burty wszystkich trzech statków. Sterniczka z lornetką przy oczach
mogła odczytać nazwy następnych toczących bój jednostek. Dowództwo Wodnika i Panny
Wodnej dopadło szwedzkiego Solena, na pokładzie, którego trwała już walka
wręcz. Widać było wyraźnie, że broniąca załoga skazana jest na klęskę. Nagle jednak
żołnierze zaprzestali walki. W panice zaczęli wracać na własny pokład. W popłochu
wyczepiano z burt haki. Ni stąd ni zowąd powietrzem wstrząsnęła potężna
eksplozja. Śródokręcie Solena eksplodowało z siłą tak wielką, że rozrywane
części drewnianego takielunku poszybowały wysoko ponad masztami stojących
opodal obydwu flot. Dziewczyna w ostatnim momencie uchyliła się przed
spadającym gdzieś z góry, metrowej długości fragmentem liny, okręconej wokół
drewnianego drążka knagi. Solen ogarnięty został jęzorami płomieni.
Poczuła na sobie czyjś wzrok.
Na rufie Świętego Jerzego stał admirał. Luneta przy jego oku wyraźnie
skierowana była w jej stronę. Zachowywał się tak jak ktoś, komu wydaje się, że
widzi coś niezrozumiałego, coś czego nie widział nigdy wcześniej. Niepewnie
wzniósł prawą dłoń i pozdrowił ją trochę tak, jak pozdrawia się miraż. Zdjął niepewnie
kapelusz. Przetarł oczy rękawem. Spojrzał ponownie, po czym odwrócił się i
powoli zaczął iść w stronę schodków prowadzących na pokład. Stała przez chwilę
w bezruchu. Pojedynczy armatni wystrzał wyrwał ją z odrętwienia. Huk, zmieszany
z trzaskiem łamanego drewna. Tam, gdzie przed chwilą stał ów kapitan dostrzegła
już tylko miazgę drewnianych schodów i sterczące ku górze połamane deski.
Świat zaczął tonąć w postępującej
szybko mgle. Mleczna przesłona wylewała się z prześwietlonych słońcem chmur, a
woda przybrała niespotykaną wiśniową barwę. Sterniczka zbiegła pod pokład.
Wszystkie przyrządy zwariowały. Igła elektronicznego kompasu obracała się wokół
osi z niewiarygodną prędkością. Zdawało się jej, że jakaś siła podnosi jacht.
Wybiegła do kokpitu. Bałtyk był mocno
rozkołysany, lecz wiatr znacznie stracił na sile. Elektroniczne systemy pikały
jak zawsze, a telefon satelitarny wyświetlał pełną moc sygnału. Przed dziobem
widziała już czerwono-zielone świecące główki wejścia do gdańskiego kanału
portowego. Cały czas jednak oszołomiona była obrazami, w środku których jeszcze
przed chwilą się znajdowała.
Gdy stały ląd przestał
już kołysać się jej pod nogami, skierowała się ze sporą papierową torbą do
Bazyliki Mariackiej w Gdańsku. Jej kroki odbijały się samotnym echem od
wysokich sklepień głównego ołtarza. Pogrążona w półmroku świątynia wypełniona
była o tej porze aurą dawnych, złotych wieków Gdańskiego grodu. Nie bez trudu
odszukała kamienną płytę.
Młody ksiądz już w
czasie mszy zauważył przedmiot leżący na podłodze. Po nabożeństwie podszedł do
marmurowej tafli przesuwając po niej kościstym palcem. „Arend Dijckman -holenderski
admirał polskiej floty wojennej pod Oliwą. 28.XI.1627”. Podniósł z podłogi
starą lnianą linę owiniętą wokół drewnianego drążka okrętowej knagi.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz